czwartek, 1 czerwca 2017

Gość w dom

Jako Polacy mamy różne cechy, ale chyba jedną z najbardziej lubianych, nawet przez nas samych, jest gościnność. Uginające się od jedzenia stoły, otwarte drzwi, chęć pomocy, a nawet same przysłowia ludowe, mówią wiele o naszej serdeczności nawet dla niespodziewanych gości.

Bardzo się zdziwiłam, kiedy kilka tygodni temu znajome niemieckie małżeństwo zestresowało się bardziej niż ja informacją, że za kilka godzin wpadnie do nas i przenocuje przyjaciel naszych przyjaciół. Powodów ku temu było kilka: bo się nie zapowiedział, bo nie ma nas jeszcze nawet w Szwajcarii (fakt, byliśmy jeszcze w centrum Bawarii), bo nic nie jest przygotowane i w ogóle to tak się nie robi!

Rzeczywiście, w moim rodzinnym domu drzwi były otwarte zawsze dla każdego. Bliskość dworca kolejowego powodowała, że w oczekiwaniu na pociąg, lub gdzieś po prostu po drodze, każdy mógł się u nas zatrzymać. Podczas studiów z takich domów korzystałam sama, podróżując po całej Europie. I nigdy nie miało znaczenia, że z niektórymi osobami po raz pierwszy w życiu widzę się w ich własnym domu, prosząc o nocleg jako koleżanka, przyjaciółka lub krewna kogoś, kogo gospodarz zna. Wychowana w ten sposób zdziwiłam się obiekcjami G&A, którzy sami są bardzo otwartymi osobami. Zaczęłam więc sprawdzać, co o gościnności w ich własnych ojczyznach mają do powiedzenia moi międzynarodowi i szwajcarscy koledzy. 

Byłam w pobliżu, to zapukałam
Bez zapowiedzi, na kawę, herbatę można wprosić się niemalże wszędzie, a stopień gościnności zależy od bliskości relacji między osobami. I choć w Kazachstanie mówi się, że niespodziewani goście są gorsi niż Tatarzy, to zanim gość ściągnie płaszcz, "woda w samowarze" już się gotuje. Podobnie jest w Ameryce Łacińskiej, we wszystkich krajach basenu Morza Śródziemnego, Islandii, Czechach i Słowacji, oraz w Holandii na południe od rzeki Moza. Dość często do kawy znajdzie się też coś słodkiego.
W Szwajcarii bywa różnie. Połowa z moich lokalnych rozmówców potwierdziła, że najbliższa rodzina i przyjaciele mogą wpaść bez zapowiedzi. Byli jednak i tacy, którzy zawsze, niezależnie od stopnia koligacji, muszą umawiać się na wizytę wcześniej (sporadycznie nawet dużo wcześniej). W obu przypadkach niechętnie odbierani są dobrzy, ale jednak niezbyt bliscy spontaniczni znajomi. Podobnie opowiadali o sobie Niemcy i Austriacy.

Macie coś do dobrego do zjedzenia
Nieoczekiwane odwiedziny w czasie posiłków już nie są tak miło odbierane. Zdecydowanie nie można tego robić w Szwajcarii, w której do stołu siada się o określonych porach, może nie ustawowo, ale zwyczajowo na pewno: obiad - 12:00, kolacja - 19:00. Poza tym mieszkańcy Helwecji raczej spotykają się w restauracjach. 
W krajach niemieckojęzycznych nawet na umówionego, wspólnego, grilla przynosi się, samemu pilnuje i zjada tylko własne jedzenie.
Intruzów nie lubią też Holendrzy, szczególnie ci z północy. Jak wspomniała mi M. (Holenderka z pogranicza niemiecko-, belgijsko-holenderskiego) za rzeką Waal mieszkają protestanci i mają swój uporządkowany świat. Tam też, w przeciwieństwie do dużej części świata, zapraszając znajomych na kawę serwuje się każdemu tylko jedną porcję ciasta, podaną od razu na talerzyku. I nie ma szansy na dokładkę.
Ciekawą historię usłyszałam od Amerykanki, która u siebie w domu skonfrontowała się z polską nieśmiałością. Po wizycie swojego gościa dowiedziała się, że w naszym, polskim zwyczaju jest najpierw trzykrotnie odmówić jedzenia, nawet jeśli jest się głodnym. Ona spytała tylko raz, po odmowie uznała, że spełniała obowiązki gospodyni, a gość po stosownym czasie wyszedł z pustym żołądkiem, bo wstyd mu było się przyznać, że chętnie coś by zjadł.
Mieszkańcy południa Europy, Wschodu i Ameryki Południowej jeśli pozwala na to potrawa, albo doleją wody do rosołu, albo obiorą dwa ziemniaki więcej. W Polsce, Macedonii, Kazachstanie i Chinach odwiedzani potrafią wyciągnąć na stół prawie wszystko, co ukrywa się w lodówce. A kiedy gość już się turla, Włosi stawiają dopiero główne danie.

Nocleg
Przenocowanie kogoś nieoczekiwanego, to już kwestie indywidualne. Wysłuchując moich rozmówców nie znalazłam na to żadnej, geograficznej reguły. Jest jednak pewna korelacja z tymi, którzy ruszali (lub ruszają) w podróż autostopem, z przewodników korzystają sporadycznie, a hotele są im zupełnie obce.
Pewna regularność pojawiła się za to w krajach anglosaskich, w których nawet zapowiadanych wcześniej gości pod swój dach przyjmuje się tylko mając pokój gościnny, najlepiej z gościnną łazienką.

Moi rozmówcy nie są grupą reprezentatywną. Wszystkie przytoczone wypowiedzi i uwagi pochodzą od rodowitych mieszkańców poszczególnych krajów. Nawet jeśli wydają się być stereotypami, to zostały one ustalone przez samych tubylców. Jak zawsze jednak otwartość na drugiego człowieka to sprawa indywidualna. W trakcie wypytywania znajomych usłyszałam opowieść o Szwajcarce, która zaprosiła poznaną podczas konferencji koleżankę do siebie do domu i gościła ją przez tydzień. Była też mowa o pewnej Kazaszce, która zawsze miała przygotowany kapelusz i parasol, i w przypadku niezapowiedzianych wizyt z uśmiechem na twarzy witała swoich gości mówiąc "jak dobrze, że jesteś, szkoda, że właśnie wychodzę". 

________
Kiedy myślę o gościnności w muzyce, to od razu przypomina mi się zaproszenie na kolację, które Don Giovanni skierował do Komandora. Zaproszenie, które nie skończyło się dobrze dla zapraszającego. Scena zaproszenia znaleziona dzięki uprzejmości i wiedzy Upiora w Operze.


2 komentarze: