czwartek, 4 maja 2017

Psotny kwiecień

April, April, macht was er will. 
Po naszemu: kwiecień plecień, bo przeplata, trochę zimy, trochę lata.

Wróciliśmy do Baar. Do miasteczka, gdzie jeszcze o poranku 15 kwietnia, tuż przed odlotem do Polski, cieszyliśmy się z wiosennego słońca. Zmarźnięci po warszawskiej aurze, mieliśmy zamiar ogrzać się na alpejskich stokach podziwiając zielone łąki i opadające kwiaty czereśni. O, jakże nierozważne było nasze myślenie. Otrzymaliśmy lekcję, że zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie kwiecień jest nieobliczalny.


13 kwietnia


Pomiędzy dworcem, a domem (tak ok. 500 m.) zastaliśmy - wcale niemałe - hałdy śniegu, a dookoła lśniły otulone białą puchową warstwą stoki. Najsmutniejszy widok stanowiły jednak zniszczone drzewa, których gałęzie pełne zielonych liści nie wytrzymały naporu śniegu. Wróciliśmy w sobotę, a w poniedziałek jeszcze trwało sprzątanie.


29 kwietnia


Po ogarnięciu rozpakowywania, prania, wieszania, prasowania, a w międzyczasie sprzątania i gotowania (z pomocą rodziny), ruszyłam w mieścinę, aby posłuchać plotek i dowiedzieć się, czy ten śnieg to przypadek. I już wiem, że również i tutaj: Pankracy, Serwacy, Bonifacy [to] źli na ogród chłopacy. Są więc zimni ogrodnicy i jest zimna Zośka. Starsze pokolenie Szwajcarów wie, a młode dopiero przy okazji takich kwietniów się dowiaduje, że wszelkie chochoły ściąga się dopiero w połowie maja. A potem, to już tylko lato, które według Böögga ma nadejść szybko i być długie :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz