czwartek, 27 października 2016

Polskie wspomnienia

W Polskę idziemy…

Co jakiś czas trzeba złapać dystans do Szwajcarii, spojrzeć na nią z polskiego podwórka lub po prostu opowiedzieć o niej na żywo przy kawie, lampce wina lub szklance wody. 
Ostatni pobyt w kraju był bardzo intensywny, szybki i niezwykle ciekawy. 

Zacznijmy od zaległości, które dotyczą okresu dłuższego niż bycie expatem. Po prawie trzech latach udało mi się dotrzeć na wernisaż w Galerii Katarzyny Napiórkowskiej. Wcześniej, pomimo wielokrotnych zaproszeń, nakładały się na siebie terminy lub rozjeżdżały miejsca. Potrzeba więc było działania z zaskoczenia - „dziś wieczorem” i stęsknionych dziadków - „zaopiekujemy się wnuczką”. 

Głównym bohaterem wieczoru był Jacek Maślankiewicz. Odbiorcą ja. Wcześniej wiedziałam o malarzu NIC - ile ma lat, u kogo się uczył, jaki styl reprezentuje, kto o nim napisał, kto o nim napisał dobrze/ źle i gdzie można znaleźć jego prace. Dlatego na wernisaż przyszłam z całą swoją niewiedzą, ale też z brakiem oczekiwań. I z przyjemnością piszę, że urzekły mnie wiszące na warszawskiej starówce abstrakcje. 


Jacek Maślankiewicz, Dedal. Ze strony tylkosztuka.pl


Daleko mi do określenia siebie jako znawcy czy nawet amatora sztuk wizualnych. To, że odróżnię obrazy Olbińskiego od Fangora to całkowicie zasługa moich przyjaciół, którzy dzielą się ze mną swoją wiedzą. Jednak nawet bycie ignorantem nie odbierze mi tego co w sztuce jest pierwsze i zawsze najważniejsze - zachwytu. I, jak mówił na otwarciu Maślankiewicz, nieważne jest pytanie co artysta chciał powiedzieć, ale co do oglądającego mówią same obrazy. To ode mnie - odbiorcy - zależy co odkryję i czy będę chciała poszukać odpowiedzi na zadane wyżej pytania o artystę i inne jego obrazy, następnie o styl, w którym tworzy, epokę, epoki sąsiednie…

Wywieszone obrazy nie były podpisane, co dodatkowo stymulowało wyobraźnię. Przechodząc od obrazu do obrazu nasunęło mi się słowo "nastrój". Podobnie jak oglądane obrazy może on być czasem radosny, czasem spokojny, czasem wzburzony, a czasem melancholijny. Wydaje mi się, że Maślankiewicza można oglądać o różnych porach dnia, roku i przy zmiennej pogodzie. Nigdy nie będzie taki sam. I to chyba cechuje dobre dzieło: obraz, książkę, utwór, film - nigdy nie jest nudne. Choćby było sczytane po wielokroć, usłyszane milion razy i obejrzane, tak, że na pamięć zna się każde pociągnięcie pędzla, zawsze dopowie coś jeszcze. Wystawa na Rynku Starego Miasta jeszcze trwa, ale nie długo i nie jest duża. Tym bardziej więc zachęcam.

Jest jeszcze jedna rzecz, która wzbudziła mój podziw - firma Katarzyna Napiórkowska i córki :-) Był taki moment podczas laudacji wygłaszanej przez założycielkę galerii, w której jedna z córek została poproszona o przejęcie roli prowadzącej. Pani Katarzyna z pełnym zaufaniem ustąpiła ze swojego miejsca gospodyni, a J. naturalnie je przejęła. Drobiazg, który dołączony do wcześniejszych obserwacji ukazuje trzy niezwykłe indywidualności, trzy bardzo mądre (piękne też) i świadome tej mądrości kobiety, które kiedy jest czas dyskusji dyskutują i trą się z siłą płyt tektonicznych, ale po dojściu do kompromisu wspólnie go realizują, naturalnie dzieląc między siebie zadania.
Miałam możliwość obserwowania początków organizacji firm rodzinnych w Polsce, patrzyłam z bliska na tworzenie familijnych interesów, widziałam również przejęcia ich przez młodsze pokolenie. Czyżby twarde biznesy, zajmujące się „konkretami” mogły się uczyć od Galerii, której jedynym zadaniem jest promocja piękna?… 

O innych warszawskich przeżyciach: rozmowach wartych Mozarta, odwiedzaniu starych kątów, założeniu Fabryki Innowacji (polecam www.fi3.pl ),... być może

CDN

A w ramach pieśni coś, co towarzyszyło mi przez cały pobyt w Warszawie (i wyciągnęło sporą część redakcji Radiowej Dwójki do Poznania na Konkurs Wieniawskiego) PIEŚŃ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz