czwartek, 6 kwietnia 2017

Na zdrowie!

Wiele, wiele lat temu, na pierwszym roku studiów wykładowca od starożytnego Barbaricum, 1 kwietnia, zrobił nam wykład o… trunkach. Co pito, dlaczego nie wodę i skąd brano produkty. Wykład był na tyle ciekawy, że zapamiętałam go do dziś, a i za wykładowcę zdarza mi się wznieść toast.

W dzisiejszych czasach wybór napoju do posiłku nadal uzależniony jest od położenia geograficznego. Styl picia i cała kultura: kto, po kim, do kogo i z jakiego naczynia, może decydować o tym, jak odbiera nas otoczenie, a na pewno biesiadnicy. 
Od razu jednak zaznaczam, ekspertem w tej dziedzinie nie jestem (chodzi zarówno o znajomość branży, jak i samo picie). Nie będę więc udawać, że znam się na rozpoznawaniu roczników Brunello di Montalcino czy etymologii bogatego już w samej nazwie Gewürztraminera. Będzie o doświadczeniach osobistych, obserwacjach i znów o patriotyzmie :-)

A inspiracją do dzisiejszego wpisu jest anegdota z ostatniego tygodnia. W ubiegły piątek ruszyliśmy do Bawarii. Pierwszy przystanek i nocleg wypadł nam w Monachium. W ciekawie urządzonym Novotelu, położywszy dziecko spać, zeszliśmy na dół do baru. Ze świadomością jaka padnie odpowiedź, a jednak mając nadzieję, spytałam barmana czy mają Warsteinera. Barman na mikrosekundy się zawiesił, ale z uśmiechem odpowiedział „nie, jesteśmy w Monachium”. Następnego dnia, kiedy opowiadałam tę historię w Altötting, Niemcy reagowali już po moim pytaniu, a obcokrajowcy nie zrozumieli jej nawet po zakończeniu :-)
W Monachium działa 6 browarów: Augustiner Bräu, Hofbräu, Haker Pschorr, Löwenbräu, Paulaner i Spaten. Łącznie produkują one ok. 6 mln. hektolitrów piwa - dużo, a nawet bardzo dużo. Jak można zauważyć, nie ma tam nazwy Warsteiner, który produkowany jest w okolicach Dusseldorfu…

Pozdrowienia ze świdnickiego browaru, 1898 r.

Każdy niemiecki land, a często nawet powiat, ma swój browar. U nas umiera Łokietek,1333 r., w Öttinger już warzą piwo. U nas wojska rosyjskie kapitulują w Bitwie pod Smoleńskiem i ostatecznie podpisujemy pokój wieczysty (!) z Cesarstwem Rosyjskim, a w Monachium powstaje jeden z najsłynniejszych browarów produkujących Paulanera - 1634 r. U nas zakładają Giełdę Papierów Wartościowych czy Ossolineum,1817 r., a w Nadrenii browar Bitburger. Etc, etc. Dlatego moje pytanie było postawione w niewłaściwym miejscu. Na szczęście obyło się bez ofiar.

Podobnie rzeczy mają się w Szwajcarii. A kultura picia piwa jest tak silna, że co roku, w listopadzie można się zaopatrzyć w piwny kalendarz adwentowy, gdzie kolejne dni są podróżą po fantazji szwajcarskich browarników. Najdroższy mąż opowiadał często o tym w Polsce jako żart i ciekawostkę. Kiedy zaś powiedział naszemu znajomemu Szwajcarowi, że uważa to za śmieszne, ten odpowiedział „ale gdzie tu jest żart?”. 
W zeszłym roku, zgodnie z zasadą si fueris Romae, Romano vivito more, nabyliśmy takiż kalendarz. 24 piwa, z 24 regionów, w butelkach 0,33, na każdy dzień od 1 do 24 grudnia, Mimo, że dzieliliśmy butelkę na dwie osoby, niewprawieni, ostatni dzień kalendarza daliśmy radę otworzyć w drugiej połowie stycznia! 

Przemieszczając się po Szwajcarii zmieniamy jednak trunek. Gdy przekraczamy granicę mentalno-językową we Fryburgu, na stole zaczyna królować wino. I podobnie, jak w innych dziedzinach, i tutaj Szwajcaria stanowi odrębny świat. Winnice, jak cały kraj, łączą swoje francusko- niemiecko- włoskie korzenie i tworzą wielokulturowe wina - np. Carminoir, połączenie burgundzkiego Pinot Noir ze światowym, choć najbardziej znanym z Bordeaux - Cabernet Sauvignon. Najbardziej znane jednak wina to Petite Arvine czy Chasselas, a wśród czerwonych Cornalin i Pinot Noir. Osobiście polecam lokalnego Merlota. Niestety, aby się napić szwajcarskiego wina, należy przyjechać do Szwajcarii. Niewielki procent jest eksportowany. Po scyzorykach, zegarkach i czekoladzie, tę jedną przyjemność Szwajcarzy zachowali tylko dla siebie. 
Co do kultury picia, każda okazja jest dobra aby otworzyć butelkę. Dlatego, jeśli po kolacji we francuskiej części macie zaplanowane kolejne punkty programu, od razu przesuńcie je o godzinę, a najbezpieczniej o dwie. Może się też tak zdarzyć, że po lokalnych Chardonnay, Amigne, Rieslingach czy Muscatach przejdziecie do wytwarzanego w Graubünden Completera, którego nazwa zaskakująco podobnie brzmi jak wieczorna modlitwa brewiarzowa.


Sabaudia, winna część Szwajcarii, fot. M. Mikosz

Miałam to szczęście, że mogłam usiąść do stołu w różnych częściach świata, od Uralu po zachodnie wybrzeża USA. W Moskwie swoje urodziny musiałam od rana opijać szampanem. Nie był to aż taki wielki mus, ale zaskoczenie i na pewno zachowałam się zgodnie z lokalną tradycją, w Mediolanie znajomi przygotowali dla nas kolację od Sycyli po Piemont - z każdą zmianą talerza, zmieniał się region i wino, w USA tłumaczyłam, że Jägermeister nie jest wytwarzany w Polsce i nie używamy go zamiast mleka do owsianki. Jeden z piękniejszych toastów usłyszałam jednak z ust Gruzinów przy jarosławskim stole:
Kiedy grzmią działa i jest wojna, nie słychać muzyki, śpiewajmy więc tak głośno, by działa się w ogóle nie odezwały! A co pomaga śpiewać? 

I tego nam wszystkim życzę, wznosząc toast piwem, winem, polskim miodem lub nalewką i obiecuję, że

CDN

Pieśń, pierwsze skojarzenie nie może być inne: PIEŚŃ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz