Zmiana kraju zamieszkania zmieniła też nasz sposób docierania na rodzinne uroczystości, święta czy po prostu odwiedziny. Najszybciej przemieszczamy się samolotem, najczęściej rodzinnie. I choć 5-letnia Jej Maleńkość nie ma jeszcze karty "frequent flyer", to już dość często odwiedza lotniska, najczęściej to zuryskie, a zaraz potem warszawskie. W tak młodym wieku ma się pewne przywileje, o które czasami trzeba zapytać np. obsługę lotniska Okęcie.
Rzecz wydarzyła się 14 maja br. Na lotnisku mieliśmy pewne problemy z ustaleniem pierwszeństwa dla rodziców z dziećmi. Po przylocie do domu opisałam, co i jak się wydarzyło, a po kilku dniach dostałam odpowiedź obsługi Okęcia. Ponieważ sprawa dotyczy nie tylko mnie i mojej rodziny, przenoszę oba listy (i tak już publiczne) tutaj. Wszystkim podróżującym z maluchami życzę bezstresowych kontroli, a obsłudze lotniska bardzo dziękuję za reakcję i pełną odpowiedź.
EDIT: 30 lipca 2017
Pomimo pouczeń pracownicy Lotniska Chopina nadal nadużywają swoich uprawnień. Asystenci PRM - osoby, które są na każdym lotnisku aby, jeśli się to zgłosi, pomagają osobom z ograniczoną mobilnością i dzieciom podróżującym bez rodziców - w kolejce z priorytetem dla rodziców z małymi dziećmi, kobietami w ciąży i niepełnosprawnymi nie mają pierwszeństwa przed wyżej wymienionymi. Niestety, ani ci asystenci, ani pracownicy kontroli bezpieczeństwa tego nie wiedzą.
Drogie Lotnisko Chopina,
dość często Cię odwiedzamy. Jesteś położone blisko centrum. Fajny, wygodny dojazd. Przestronnie, jasno, czysto i międzynarodowo. Dodana kilka miesięcy temu strefa kiss&fly też się sprawdza. Najczęściej obsługa jest miła i uprzejma.
Jest tylko jeden punkt, w którym utykamy regularnie, a dziś prawie na amen - kontrola bezpieczeństwa. Tak się składa, że podróżujemy z dzieckiem. Nie zawsze to widać na pierwszy rzut oka, ale dodam, że z niepełnosprawnym dzieckiem. Ustawiamy się więc grzecznie w pierwszej bramce po lewej stronie, gdzie ustawiona jest wielka, pomarańczowa tablica z informacją o pierwszeństwie dla: rodziców z dziećmi, z dziećmi na wózkach i dla niepełnosprawnych. Z opisanych wyżej spełniamy aż dwie trzecie warunków. Jest to też jedyna kolejka, w której możemy się ustawić przy całej kontroli, bo tylko tu macie urządzenia do sprawdzania płynów przewożonych w większej ilości.
Zdarza się, nawet dość często, że stoją w tej kolejce również pasażerowie bez dzieci, bez wózków, bez orzeczenia o niepełnosprawności. OK, kiedy wszystko zajęte, a tu niedużo pasażerów niech będzie. Jeszcze nigdy nie prosiliśmy o przepuszczenie, ani nie wykazywaliśmy naszych praw. W końcu wszyscy jesteśmy ograniczeni czasowo. A my już mamy opracowany i wielokrotnie przećwiczony system przechodzenia przez bramki, aby nie blokować innych i sobie nie utrudniać.
Problemy pojawiają się jednak kiedy Wasi pracownicy, asystenci osób niepełnosprawnych wymijają nas, ustawiają się do tej samej bramki i nie zwracają na nas jakiejkolwiek uwagi. Drogie Lotnisko Chopina, niestety 5 lat regularnej fizjoterapii, cierpliwości, wyrzeczeń, wielokrotnych wizyt w szpitalach nie spowoduje, że stojąca wreszcie na własnych nogach niepełnosprawna dziewczynka, oparta o mamę uskoczy jak rącza gazela. Nie zrobię też tego ja, jedną ręką trzymająca dziecko, drugą bagaż podręczny, trzecią ściągany płaszcz, marynarkę lub zegarek, a czwartą... Nie ma szans! Poinformujcie więc proszę swoich pracowników- asystentów, że przejeżdżanie wózkiem inwalidzkim po palcach, piętach, szturchanie łokciami po plecach do przyjemnych nie należy.
Ale, dlaczego piszę o tym dopiero dzisiaj? Bo dzisiaj, to naprawdę daliście czadu. Nasza priorytetowa, i jak zaznaczyłam wyżej, jedyna dla nas linia, została całkowicie zablokowana przez Waszych asystentów, którzy z jakiegoś powodu uważają, że jest jakaś gradacja priorytetów i oni są primus inter pares. Wjeżdżają na początek kolejki, tuż przed bramką. Potem robią dokładnie to co my: wykładają bagaże, ściągają paski, zegarki, saszetki, jak trzeba buty. Przechodzą przez bramkę i nie oglądają się na nas. I tak jeden za drugim, jeden za drugim i kolejny - dziś cztery! A my, uprzywilejowani, z marudzącymi dzieciakami, ewentualnie obtłuczonymi przez Waszych asystentów, czekamy na swój priorytet 5, 10, 15... dodatkowych minut. A potem jeszcze zirytowana całą sytuacją strażniczka wyładowuje na nas swoje frustracje, bo to wszystko tak wolno idzie.
Po przylocie do domu zaczęłam szukać na Waszej stronie regulaminu i ustaleń jak to w tej naszej, jedynej, bramce wygląda. I wiecie co, znalazłam tylko informacje, że osoby z małymi dziećmi zapraszane są poza kolejnością (wasza strona, zakładka usługi/dla dzieci). Nie znalazłam za to żadnej informacji o pierwszeństwie pasażerów zamawiających asystę przed dziećmi i niepełnosprawnymi. Jeśli się mylę, to wskażcie mi taki punkt. Jeśli takiego nie ma, to kolejnego wózka z asystą już nie przepuszczę.
___________________
Odpowiedź Lotniska
Szanowna Pani, jest nam bardzo przykro z powodu opisanej sytuacji. Przeprowadziliśmy postępowanie wyjaśniające w tej sprawie i po analizie zapisu z telewizji przemysłowej Lotniska Chopina przyznajemy, że asystenci PRM trzy razy wymusili przejście poza kolejnością wraz z osobami towarzyszącymi. Powyższe postępowanie było niezgodne z „Kodeksem dobrego postępowania przy obsłudze naziemnej osób niepełnosprawnych oraz osób z ograniczoną sprawnością ruchową na Lotnisku Chopina w Warszawie” (https://www.lotnisko-chopina.pl/.../kdp-PRM-01%20Kodeks... ).
Asystent PRM zobowiązany jest stanąć na końcu kolejki. Taki sam priorytet jak PRM (z asystą lub bez) mają rodziny z małymi dziećmi, kobiety w ciąży i osoby starsze o ograniczonej mobilności. Asystenci PRM nie mają w kolejkach pierwszeństwa przed takimi osobami.
W takiej sytuacji nie miała Pani obowiązku przepuszczania asysty PRM, decyduje kolejność zgłoszeń.
W związku z tym proszę przyjąć nasze przeprosiny za zachowanie ww. asystentów. Zgłoszony przez Panią problem zostanie objęty szczególnym nadzorem ze strony zarządzającego lotniskiem, a odpowiedzialni pracownicy pouczeni w kwestii właściwego postępowania
__________ Dopisek z dnia 30 lipca
Lotnisko Chopina, po poprzednich przygodach z asystentami wysłaliście mi uprzejmą odpowiedź, że "asystenci PRM nie mają w kolejkach pierwszeństwa przed osobami niepełnosprawnymi oraz osobami z ograniczoną sprawnością ruchową" (wasza odpowiedź z 14 maja br.) Napisaliście również, że "Zgłoszony przez Panią problem zostanie objęty szczególnym nadzorem ze strony zarządzającego lotniskiem, a odpowiedzialni pracownicy pouczeni w kwestii właściwego postępowania."
Dzisiaj po raz pierwszy od maja ponownie wylatywałam z Okęcia. I Państwa pracownik - Damian Pracz, pomimo zwrócenia mu uwagi wymusił jednak pierwszeństwo, twierdząc, że: a) takowe posiada; b) od trzech lat pracuje i od trzech lat zawsze tak przekracza security check; c) już przy wejściu na pokład (asystował pasażerom z tego samego lotu co ja) stwierdził, że mnie nie widział.
Możecie ponownie sprawdzić na monitoringu - przejście przez kontrolę bezpieczeństwa ok. godz. 13.46.
Nie zareagowali również inni pracownicy lotniska, twierdząc, że asystent ma rację i, że jest to napisane na pomarańczowej tablicy przy linii priorytetowej, co jest po prostu kłamstwem.
Podsumowując, w ciągu dwóch miesięcy nie udało Wam się "pouczyć" pracowników. Państwa asystent ponownie wymusił pierwszeństwo, co tym razem było jeszcze trudniejsze bo podróżowałam sama z niepełnosprawnym dzieckiem. Niestety nie zostałam potraktowana poważnie, a Państwa pracownicy dodatkowo próbowali wprowadzić mnie w błąd.
Latamy często, a nawet bardzo często, z takim zachowaniem, obojętnością pracowników, brakiem empatii i nie poszanowaniem własnych reguł nie spotkaliśmy się do tej pory na innych lotniskach.
Zawsze podróżowałam. Nosiło mnie to tu, to tam. W 2015 r. osiadłam na dłuższą chwilę w Szwajcarii. Ten mały, alpejski kraj zaskoczył mnie swoją różnorodnością, która ukrywa się pod płaszczem stereotypów. Mam nadzieję, że kilka z nich zdołam obalić, a kilka innych potwierdzić. Miłej lektury!
poniedziałek, 29 maja 2017
czwartek, 18 maja 2017
Podatnik vs Petent cz. 2
Z porównywaniem polskiego i szwajcarskiego urzędu skarbowego jest trochę jak pewnym żydowskim dowcipie.
Przy ścianie płaczu modlą się pan Rothschild i Goldman. Ich modlitwę co chwila przerywa płacz Mojszego.
- Mojsze - pytają - a czy Ty nie mógłbyś płakać nieco ciszej?
- Panie Goldamn, jak ja mam nie płakać, kiedy u mnie wielki problem.
- A jaki Ty masz znów problem?
- Bo ja jutro muszę spłacić 100 szekli długu. Jeśli nie, to wyrzucą nas z domu.
Pan Rothschild sięgnął do portfela, wyciągnął 100 szekli - Masz Mojsze i idź sobie, my się tu o większe pieniądze modlimy.
Rolą urzędnika skarbowego w Szwajcarii nie jest więc wyszukiwanie problemów, ale rozwiązań dla podatnika aby ten mógł się rozwijać i płacić podatki.
Zacznijmy więc od tego, że od obywatela Szwajcarii, zwykłego Herr Schmidta, nie pobiera się podatków w ciągu roku. Dostaje on swoją pensję w całości. A jeśli pracuje w szwajcarskiej firmie, to pod koniec roku często dostaje swoją "trzynastkę", która przeznaczana jest na pokrycie zobowiązań wobec fiskusa.
Nasz bohater składa deklarację, ale podatek jest wyliczany już przez urząd, który w ciągu kilku miesięcy odsyła informację o wysokości należności. Gdyby jednak Herr Schmidt miał trudności z dostarczeniem dokumentów na koniec kwietnia, może poprosić o przesunięcie terminu składania nawet do listopada. A urząd tutejszy zawsze się na to zgadza.
Aby nie było aż tak pięknie, w Szwajcarii obowiązuje podatek majątkowy, dlatego do deklaracji należy wpisać również swój majątek, stan kont na koniec roku, nieruchomości, udziały w firmach itp. W zależności od łącznej wartości aktywów, podatek wynosi - dla kantonu Zug - od 0,05% do 0,2%.
Dokładne stawki można znaleźć TUTAJ . Wysokość podatku jest różna i ustalana indywidualnie dla każdego z kantonów.
Gdyby wyliczenia urzędu się nie zgadzały, podatnik ma prawo odwołać się od decyzji. Może np. pójść do urzędu i pracownika tegoż spytać o to "jak może zaoszczędzić na podatkach?", a urzędnik zdając sobie sprawę, że jego rozmówca nie chce płacić najwyższych podatków, może mu doradzić jak je zmniejszyć. Rolą urzędnika nie jest obciążanie płacących, ale postępowanie zgodne z obowiązującym prawem. Interes obywatela nie jest zatem sprzeczny z interesem państwa .
Urzędnik może więc doradzić różnego rodzaju odliczenia od podatku, w tym odliczenie wynajmu mieszkania, edukacji dzieci, podnoszenia własnych kwalifikacji, albo jeszcze ciekawiej - posiłków jedzonych poza domem. Tak, pracując w innym kantonie niż się mieszka i nie mogąc wrócić do domu na obiad, zalicza się zakupiony posiłek do kosztu uzyskania przychodu. Nawet w tak drobnych sprawach państwo dba o swoich obywateli.
Cymesem jednak w całym systemie jest możliwość zmiany stawek podatkowych przez samych obywateli. Niezadowolony Herr Schmidt stwierdza, że stawka 11% jest zbyt wysoka. W zależności od tego jakie chce zmienić podatki zbiera podpisy od swoich znajomych, ich znajomych i znajomych znajomych jego znajomych. Dla złożenia wniosku o dokonanie zmian gminnych potrzebuje poparcia 10% ogółu głosujących, dla kantonalnych 3 000, a dla federacyjnych 50 000 podpisów. Odpowiednia rada wydaje swoją rekomendację (na tak lub na nie) z uzasadnieniem i propozycja pana Schmidta jest poddawana ogólnemu głosowaniu.
W tym miejscu przechodzimy do szerokiego tematu szwajcarskiej demokracji, ale o tym
CDN.
Przy ścianie płaczu modlą się pan Rothschild i Goldman. Ich modlitwę co chwila przerywa płacz Mojszego.
- Mojsze - pytają - a czy Ty nie mógłbyś płakać nieco ciszej?
- Panie Goldamn, jak ja mam nie płakać, kiedy u mnie wielki problem.
- A jaki Ty masz znów problem?
- Bo ja jutro muszę spłacić 100 szekli długu. Jeśli nie, to wyrzucą nas z domu.
Pan Rothschild sięgnął do portfela, wyciągnął 100 szekli - Masz Mojsze i idź sobie, my się tu o większe pieniądze modlimy.
Rolą urzędnika skarbowego w Szwajcarii nie jest więc wyszukiwanie problemów, ale rozwiązań dla podatnika aby ten mógł się rozwijać i płacić podatki.
Zacznijmy więc od tego, że od obywatela Szwajcarii, zwykłego Herr Schmidta, nie pobiera się podatków w ciągu roku. Dostaje on swoją pensję w całości. A jeśli pracuje w szwajcarskiej firmie, to pod koniec roku często dostaje swoją "trzynastkę", która przeznaczana jest na pokrycie zobowiązań wobec fiskusa.
Nasz bohater składa deklarację, ale podatek jest wyliczany już przez urząd, który w ciągu kilku miesięcy odsyła informację o wysokości należności. Gdyby jednak Herr Schmidt miał trudności z dostarczeniem dokumentów na koniec kwietnia, może poprosić o przesunięcie terminu składania nawet do listopada. A urząd tutejszy zawsze się na to zgadza.
Aby nie było aż tak pięknie, w Szwajcarii obowiązuje podatek majątkowy, dlatego do deklaracji należy wpisać również swój majątek, stan kont na koniec roku, nieruchomości, udziały w firmach itp. W zależności od łącznej wartości aktywów, podatek wynosi - dla kantonu Zug - od 0,05% do 0,2%.
Dokładne stawki można znaleźć TUTAJ . Wysokość podatku jest różna i ustalana indywidualnie dla każdego z kantonów.
Gdyby wyliczenia urzędu się nie zgadzały, podatnik ma prawo odwołać się od decyzji. Może np. pójść do urzędu i pracownika tegoż spytać o to "jak może zaoszczędzić na podatkach?", a urzędnik zdając sobie sprawę, że jego rozmówca nie chce płacić najwyższych podatków, może mu doradzić jak je zmniejszyć. Rolą urzędnika nie jest obciążanie płacących, ale postępowanie zgodne z obowiązującym prawem. Interes obywatela nie jest zatem sprzeczny z interesem państwa .
Urzędnik może więc doradzić różnego rodzaju odliczenia od podatku, w tym odliczenie wynajmu mieszkania, edukacji dzieci, podnoszenia własnych kwalifikacji, albo jeszcze ciekawiej - posiłków jedzonych poza domem. Tak, pracując w innym kantonie niż się mieszka i nie mogąc wrócić do domu na obiad, zalicza się zakupiony posiłek do kosztu uzyskania przychodu. Nawet w tak drobnych sprawach państwo dba o swoich obywateli.
Cymesem jednak w całym systemie jest możliwość zmiany stawek podatkowych przez samych obywateli. Niezadowolony Herr Schmidt stwierdza, że stawka 11% jest zbyt wysoka. W zależności od tego jakie chce zmienić podatki zbiera podpisy od swoich znajomych, ich znajomych i znajomych znajomych jego znajomych. Dla złożenia wniosku o dokonanie zmian gminnych potrzebuje poparcia 10% ogółu głosujących, dla kantonalnych 3 000, a dla federacyjnych 50 000 podpisów. Odpowiednia rada wydaje swoją rekomendację (na tak lub na nie) z uzasadnieniem i propozycja pana Schmidta jest poddawana ogólnemu głosowaniu.
W tym miejscu przechodzimy do szerokiego tematu szwajcarskiej demokracji, ale o tym
CDN.
czwartek, 11 maja 2017
Podatnik vs Petent cz. 1
Niezależnie od aury i tego czy wiosna przyszła, czy nie przyszła, niezależnie od miejsca zamieszkania deklaracje podatkowe trzeba składać.
W Szwajcarii tak samo jak w Polsce termin złożenia dokumentów przypada na koniec kwietnia. Występują jednak pewne różnice na linii urzędnik - podatnik, które sprawiają, że po wyjściu z urzędu nadal można czuć się człowiekiem.
Opowieść pierwsza - petent
Ze szczególną dedykacją dla III US Warszawa Śródmieście.
W tym roku musiałam dostarczyć swój PIT AD2016 do Polski. Tak się złożyło, że jako nierezydent składam deklaracje dokładnie w tym samym urzędzie, w którym składałam je przez ostatnich kilka lat mieszkania w kraju.
Jedyny problem (przed przyjściem do urzędu tylko jeden!) polegał na tym, że jako nierezydenci, nie możemy rozliczać się z Najdroższym z Mężów wspólnie.
Każdy z nas składał swój własny pit. Mój był zwykły, skromny pit 36, w którym królowała jedna jedyna umowa o dzieło i rozliczenie najmu mieszkania. Umowa o dzieło była tak niewielka, że podatek podlegał w całości zwrotowi. Dodatkowy element stanowił załącznik z numerem konta dla zwrotu podatku. Taki sam załącznik składałam przy picie męża.
Zadowolona, że po latach składania walizki dokumentów mam tylko 6 stron, podchodzę do okienka z tą optymistyczną, szwajcarską uśmiechniętą miną i mówię - dzień dobry! Na co słyszę jakże typowe
- A CO TU JEST TAK DUŻO ZAPów?!
Pani nie czekając na moje wyjaśnienia, przerzuca kartki obu naszych zeznań i sama sobie wyjaśnia, że widzi rozliczenia dwóch osób. Po chwili rzuca:
- A CO TO ZA UMOWA?!
Więc wyjaśniam, nadal jeszcze z uśmiechem, że praca zlecona i wykonana w Polsce.
Zeznanie kartkowane jest dalej i wreszcie jest kolejny trop
- ALE NA TO KONTO NIE ZWRÓCIMY PANI PIENIĘDZY!
Uśmiech, gdzieś po drodze się ulotnił. Wróciły wszystkie "sympatyczne" wspomnienia związane z III Urzędem Skarbowym Warszawa Śródmieście. Odpowiadam więc dziecięcym pytaniem:
- Dlaczego?
- BO TO JEST KONTO PANI MĘŻA! - Tu pani ma oczywiście rację, ja jestem tylko pełnomocnikiem.
- Więc? Dopytuję ja.
- NIE MOŻE PANI ZWRÓCIĆ PODATKU NA KONTO MĘŻA
- A czy może mi pani powiedzieć na jakiej podstawie?
- MOŻE SIĘ PANI SPYTAĆ W KSIĘGOWOŚCI!
- Ale jak nie mam innego konta bankowego w Polsce? Przelejecie państwo na rachunek w innym kraju
- TO MOŻE PANI ODEBRAĆ W GOTÓWCE W URZĘDZIE, W KASIE!
Ostatecznie oba zeznania udało mi się zostawić w okienku. Jednak kierowana ciekawością poszłam do księgowości zapytać o podstawę prawną.
Wchodzę, wyjaśniam co i jak, i że zostałam tu przysłana z dołu. Na co słyszę odpowiedź już spokojniejszą:
- Oczywiście, że US nie może przelać pieniędzy na konto męża.
- Ale dlaczego? Znów ta dziecięca ciekawość poznania świata od podszewki.
- Bo to by była darowizna.
- ?!?
- A jeśli mąż ma podatek do zapłaty, to może pani przeksięgować środki.
- I to już nie będzie darowizna?
- Nie, może pani napisać oświadczenie...
- Ale mąż nie ma niedopłaty.
- To nie możemy zwrócić podatku na konto męża.
- A na jakiej podstawie?
- Proszę iść do NIPów, tam pani się dowie!
Jakiekolwiek dobre samopoczucie sprzed wizyty w Urzędzie ulotniło się, nie pozostawiając po sobie nawet wspomnienia. Do działu NIP już nie poszłam. Sama w ordynacji podatkowej doczytałam, że rzeczywiście nie mogę podać konta innego niż moje, nawet jeśli z mężem nie mamy rozdzielności majątkowej. Problemu by nie było:
- gdybyśmy mogli złożyć wspólne rozliczenie
- lub gdyby mąż miał niedopłatę
Konia z rzędem, ba nawet i królestwo, temu kto wyjaśni mi różnicę.
Kwestia ganiania podatnika, tj petenta od drzwi do drzwi, aby sam się dowiedział i "TEN MIŁY TON OBWIESZCZANIA" obsługiwanemu nie są już regulowane prawem. Poziom kompetencji też nie.
Pozostaje wyjaśnienie, dlaczego podkreślam, że jest to III US Warszawa Śródmieście. Ten urząd słynnie z tak wyjątkowego traktowania podatników. Znajduje się w pierwszej trójce urzędów, pod względem składanych do Izby Skarbowej skarg: na opieszałość, na błędy pracowników, na utrudnianie postępowania, nadużywanie władzy itp. A my mamy to nieszczęście, że jemu podlegamy.
A jak wygląda obsługa w Szwajcarii? O tym już w drugim odcinku.
W Szwajcarii tak samo jak w Polsce termin złożenia dokumentów przypada na koniec kwietnia. Występują jednak pewne różnice na linii urzędnik - podatnik, które sprawiają, że po wyjściu z urzędu nadal można czuć się człowiekiem.
Opowieść pierwsza - petent
Ze szczególną dedykacją dla III US Warszawa Śródmieście.
W tym roku musiałam dostarczyć swój PIT AD2016 do Polski. Tak się złożyło, że jako nierezydent składam deklaracje dokładnie w tym samym urzędzie, w którym składałam je przez ostatnich kilka lat mieszkania w kraju.
Jedyny problem (przed przyjściem do urzędu tylko jeden!) polegał na tym, że jako nierezydenci, nie możemy rozliczać się z Najdroższym z Mężów wspólnie.
Każdy z nas składał swój własny pit. Mój był zwykły, skromny pit 36, w którym królowała jedna jedyna umowa o dzieło i rozliczenie najmu mieszkania. Umowa o dzieło była tak niewielka, że podatek podlegał w całości zwrotowi. Dodatkowy element stanowił załącznik z numerem konta dla zwrotu podatku. Taki sam załącznik składałam przy picie męża.
Zadowolona, że po latach składania walizki dokumentów mam tylko 6 stron, podchodzę do okienka z tą optymistyczną, szwajcarską uśmiechniętą miną i mówię - dzień dobry! Na co słyszę jakże typowe
- A CO TU JEST TAK DUŻO ZAPów?!
Pani nie czekając na moje wyjaśnienia, przerzuca kartki obu naszych zeznań i sama sobie wyjaśnia, że widzi rozliczenia dwóch osób. Po chwili rzuca:
- A CO TO ZA UMOWA?!
Więc wyjaśniam, nadal jeszcze z uśmiechem, że praca zlecona i wykonana w Polsce.
Zeznanie kartkowane jest dalej i wreszcie jest kolejny trop
- ALE NA TO KONTO NIE ZWRÓCIMY PANI PIENIĘDZY!
Uśmiech, gdzieś po drodze się ulotnił. Wróciły wszystkie "sympatyczne" wspomnienia związane z III Urzędem Skarbowym Warszawa Śródmieście. Odpowiadam więc dziecięcym pytaniem:
- Dlaczego?
- BO TO JEST KONTO PANI MĘŻA! - Tu pani ma oczywiście rację, ja jestem tylko pełnomocnikiem.
- Więc? Dopytuję ja.
- NIE MOŻE PANI ZWRÓCIĆ PODATKU NA KONTO MĘŻA
- A czy może mi pani powiedzieć na jakiej podstawie?
- MOŻE SIĘ PANI SPYTAĆ W KSIĘGOWOŚCI!
- Ale jak nie mam innego konta bankowego w Polsce? Przelejecie państwo na rachunek w innym kraju
- TO MOŻE PANI ODEBRAĆ W GOTÓWCE W URZĘDZIE, W KASIE!
Ostatecznie oba zeznania udało mi się zostawić w okienku. Jednak kierowana ciekawością poszłam do księgowości zapytać o podstawę prawną.
Wchodzę, wyjaśniam co i jak, i że zostałam tu przysłana z dołu. Na co słyszę odpowiedź już spokojniejszą:
- Oczywiście, że US nie może przelać pieniędzy na konto męża.
- Ale dlaczego? Znów ta dziecięca ciekawość poznania świata od podszewki.
- Bo to by była darowizna.
- ?!?
- A jeśli mąż ma podatek do zapłaty, to może pani przeksięgować środki.
- I to już nie będzie darowizna?
- Nie, może pani napisać oświadczenie...
- Ale mąż nie ma niedopłaty.
- To nie możemy zwrócić podatku na konto męża.
- A na jakiej podstawie?
- Proszę iść do NIPów, tam pani się dowie!
Jakiekolwiek dobre samopoczucie sprzed wizyty w Urzędzie ulotniło się, nie pozostawiając po sobie nawet wspomnienia. Do działu NIP już nie poszłam. Sama w ordynacji podatkowej doczytałam, że rzeczywiście nie mogę podać konta innego niż moje, nawet jeśli z mężem nie mamy rozdzielności majątkowej. Problemu by nie było:
- gdybyśmy mogli złożyć wspólne rozliczenie
- lub gdyby mąż miał niedopłatę
Konia z rzędem, ba nawet i królestwo, temu kto wyjaśni mi różnicę.
Kwestia ganiania podatnika, tj petenta od drzwi do drzwi, aby sam się dowiedział i "TEN MIŁY TON OBWIESZCZANIA" obsługiwanemu nie są już regulowane prawem. Poziom kompetencji też nie.
Pozostaje wyjaśnienie, dlaczego podkreślam, że jest to III US Warszawa Śródmieście. Ten urząd słynnie z tak wyjątkowego traktowania podatników. Znajduje się w pierwszej trójce urzędów, pod względem składanych do Izby Skarbowej skarg: na opieszałość, na błędy pracowników, na utrudnianie postępowania, nadużywanie władzy itp. A my mamy to nieszczęście, że jemu podlegamy.
A jak wygląda obsługa w Szwajcarii? O tym już w drugim odcinku.
czwartek, 4 maja 2017
Psotny kwiecień
April, April, macht was er will.
Po naszemu: kwiecień plecień, bo przeplata, trochę zimy, trochę lata.
Wróciliśmy do Baar. Do miasteczka, gdzie jeszcze o poranku 15 kwietnia, tuż przed odlotem do Polski, cieszyliśmy się z wiosennego słońca. Zmarźnięci po warszawskiej aurze, mieliśmy zamiar ogrzać się na alpejskich stokach podziwiając zielone łąki i opadające kwiaty czereśni. O, jakże nierozważne było nasze myślenie. Otrzymaliśmy lekcję, że zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie kwiecień jest nieobliczalny.
13 kwietnia
Pomiędzy dworcem, a domem (tak ok. 500 m.) zastaliśmy - wcale niemałe - hałdy śniegu, a dookoła lśniły otulone białą puchową warstwą stoki. Najsmutniejszy widok stanowiły jednak zniszczone drzewa, których gałęzie pełne zielonych liści nie wytrzymały naporu śniegu. Wróciliśmy w sobotę, a w poniedziałek jeszcze trwało sprzątanie.
29 kwietnia
Po ogarnięciu rozpakowywania, prania, wieszania, prasowania, a w międzyczasie sprzątania i gotowania (z pomocą rodziny), ruszyłam w mieścinę, aby posłuchać plotek i dowiedzieć się, czy ten śnieg to przypadek. I już wiem, że również i tutaj: Pankracy, Serwacy, Bonifacy [to] źli na ogród chłopacy. Są więc zimni ogrodnicy i jest zimna Zośka. Starsze pokolenie Szwajcarów wie, a młode dopiero przy okazji takich kwietniów się dowiaduje, że wszelkie chochoły ściąga się dopiero w połowie maja. A potem, to już tylko lato, które według Böögga ma nadejść szybko i być długie :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)